Posts tagged ‘Depresja’

20 Maj 2017

Jod – doskonałe panaceum

- autor: astromaria

Elaine Hollingsworth

Źródło: NEXSUS LIPIEC-SIERPIEŃ 2012

Jod jest niezbędną do zachowania dobrego stanu zdrowia odżywką i skutecznym środkiem zwalczającym wiele fizycznych i psychicznych dolegliwości, a także silnym antyseptykiem, który jest od dziesięcioleci demonizowany przez medycynę i Wielką Farmę.

W roku 1980 popełniono monumentalne przestępstwo. Efekt tej zbrodni banalizuje zbrodnie wojenne Adolfa Hitlera, Józefa Stalina i George’a Busha.

To przestępstwo nadal zbiera swoje żniwo!  Jego skutki nie od razu były widoczne. Bomby nie spadły. Miasta nie zostały spustoszone. Dyktatorzy nie mobilizowali chodzących defiladowym krokiem bandytów do popełniania ich zbrodni. To nie było konieczne.

Na to, co się stało, pozwolili ogłupieni przez Wielką Farmę (przemysł farmaceutyczny) ludzie, rządy i skorumpowany system medyczny. Zastanówmy się nad skalą jednej decyzji, która zaważyła na postępującym niszczeniu zdrowia narodów. Sprawcy tego przestępstwa nie ponieśli za to żadnej kary, ponieważ populacje nie rozchorowały się nagle i ludzie nie zaczęli nagle umierać – skutki tej zbrodni wciąż się kumulują i umacniają.

Jedynymi ludźmi, którym udało się przed tym uchronić, byli członkowie prymitywnych społeczności, którzy sami hodują i przygotowują swoje jedzenie. Jesteś ofiarą, bez względu na to, jak dobrze jesteś poinformowany i jak starannie wybierasz swój pokarm i napoje – uchronienie się przed tym jest prawie niemożliwe.

Czy to stwierdzenie nie jest zbyt daleko idące?  Nie, nie jest. Zaraz zrozumiesz, jak to się stało i co można zrobić, aby chronić siebie, swoich bliskich i przyjaciół, jeśli będą cię słuchać. Większość z nich nie będzie. Tak, jest coś, co można zrobić, aby zminimalizować szkody. Nie będziesz jednak w stanie pomóc milionom fizycznie i umysłowo upośledzonych ofiar tej zbrodni.

Te ofiary przeciążają systemy medyczne i popełniają bezsensowne zbrodnie, które były nie do pomyślenia 30 lat temu.

Tylko starzy ludzie zdają sobie sprawę, jak bardzo zmienił się nasz świat. Zapytaj któregokolwiek z nich, a usłyszysz, że w czasach jego młodości ludzie byli silni i zdrowi, a choroby rzadkie.

Wszechobecny winowajca brom

Brom jest środkiem antybakteryjnym podobnym do chloru stosowanym w rolnictwie do zwalczania szkodników. To zjadliwy pestycyd, który zabija owady poprzez kontakt z nim. Kiedy jest wprowadzany do gleby, wszystko w niej umiera i pewnie zjadasz go na śniadanie.

Według słownika Webstera brom jest pierwiastkiem chemicznym, który w naturalnych warunkach jest powodującą korozję brunatnoczerwoną cieczą, która ulatnia się, tworząc drażniące błony śluzowe pary o przykrym zapachu.

W latach 1920. brom był składnikiem bardzo popularnego leku na kaca o nazwie Bromo-Seltzer. Działał tak dobrze, że znaleźć go można było w każdej apteczce. Był sprawdzonym lekarstwem na prawie wszystko, co komuś dolegało. Minęło pół wieku, zanim rozeszła się zła wiadomość o Bromo-Seltzerze, i jak to zwykle bywa, Wielkiej Farmie udało się zamieść prawdę o nim pod dywan. Wtajemniczeni byli jednak świadomi, że nadużywanie tego leku na kaca prowadziło do czegoś, co nazwano „bromomanią”. Kto nie wierzy, niech zajrzy do magazynu New England Journal of Medicine,gdzie dowie się, że między rokiem 1920 a 1960 do szpitali psychiatrycznych trafiła niepokojąco duża liczba ludzi z ostrymi objawami paranoicznych psychoz, którzy byli ofiarami spożywania bromu w postaci Bromo-Seltzera lub bromowego toniku o nazwie Miles Nervine.

Brom, bromek, bromian, bromowane, bromowany olej roślinny (BVO) -jeśli spotkasz się z takimi określeniami, unikaj produktów, które mają cokolwiek z tym wspólnego! (Dla uproszczenia w dalszej części artykułu wszystkie te środki będę nazywała ogólną nazwą brom).

Brom usunięto ostatecznie z tych toników, ale nie za sprawą dbałości rządu o zdrowie obywateli.

Wręcz przeciwnie, trzeba było wielu działań, aby dowiedzieć się, że rząd USA szprycował bromkiem pirydostygminy personel wojskowy podczas wojny w Zatoce Perskiej. Był podawany niczego nie podejrzewającym żołnierzom na wypadek użycia przez nieprzyjaciela bojowych środków  chemicznych.  Tak się złożyło, że do wojny chemicznej nie doszło, ale wystąpił za to syndrom wojny w Zatoce Perskiej. Dla nikogo nie powinno być niespodzianką, że całą tę sprawę zatuszowano, aby ukręcić jej łeb. W związku z tym nie możemy znaleźć żadnych statystyk dotyczących liczby żołnierzy i kobiet, których odesłano do domu jako nieuleczalnie chorych lub psychotyków.

W czwartym rozdziale „Excitotoxins – Deadly Chemicals Your Government is Happy for You to Eat and Drink” („Ekscytotoksyny – zabójcze chemikalia, które twój rząd chętnie daje ci jeść i pić”) mojej książki Take Control of Your Health and Escape the Sickness Industry (Weź zdrowie w swoje ręce i uwolnij się od przemysłu chorobowego) podaję inne pokrewne substancje chemiczne, które przyczyniły się do powstania syndromu wojny w Zatoce Perskiej.

Ten zabójczy „efekt uboczny” bromu był wtedy znany rządom i naukowcom równie dobrze, jak teraz. Mimo to brom jest nadal stosowany tak powszechnie, że unikanie go jest prawie niemożliwe. Brom występuje nawet w niektórych inhalatorach dla dzieci z astmą! Jeśli twój lekarz przepisał jeden z tych inhalatorów dla twojego dziecka, proponuję zapytać go, dlaczego wystawił twoje dziecko na ryzyko „zatrucia bromem”, które może skutkować schizofrenią, majaczeniem, omamami i opóźnieniem psychomotorycznym. Przepisywanie niebezpiecznego leku, kiedy prosta zmiana diety łatwo usuwa objawy astmy, jest bez wątpienia nadużyciem. Jeśli zgadzasz się ze mną, gorąco polecam zmianę lekarza, jeśli, oczywiście, uda ci się znaleźć takiego, który nie jest pod butem dilerów tej trucizny.

Jeśli ty również jesteś wystawiony na działanie bromu zawartego w żywności lub w jakimś zaufanym leku, który bierzesz od lat, prawdopodobnie będziesz cierpiał na depresję i „przyćmienie umysłu” oraz na niezdolność do koncentracji w takim stopniu, że nie będziesz zdolny do zmiany lekarza. Możesz czuć się tak otępiały i apatyczny, że nie będziesz w stanie zorientować się, co twój lekarz robi pospołu z Wielką Farmą dla twojego dziecka i większości ludzi w tak zwanych „cywilizowanych” krajach.

Łagodne z nazwy napoje bezalkoholowe

Tym, który jako pierwszy zaalarmował mnie w sprawie najgroźniejszych skutków tych wszechobecnych napojów uzależniających, których nadużywają młodzi ludzie, był dr Jorge Flechas, znany na świecie ekspert w tej dziedzinie.

I nie chodzi tu tylko o ogromną ilość cukru, aspartamu i innych niebezpiecznych substancji chemicznych, które one zawierają, bo to nic nowego.

Chodzi mianowicie o brom. Założę się, że nie wiecie, że wiele tak zwanych napojów bezalkoholowych (w języku angielskim określa się je mianem „soft drink”) jest nim faszerowanych. Ja nie wiedziałam. Kiedy dowiedziałam się o pracy dra Flechasa i zadzwoniłem do niego w Henderson w Północnej Karolinie w USA, uprzejmie poświęcił mi 30 minut swojego cennego czasu. Ta rozmowa była niezwykle uświadamiająca. Dr Flechas powiedział mi, iż odkrył, że kiedy do oleju znajdującego się w misce doda się bromu, zmieni on ciekły olej w ciało stałe.     Stanie się on tak sztywny, że wsunięta weń łyżka ani drgnie. Dzieje się tak również, kiedy mieszanina bromu i oleju znajdzie się w naszym organizmie, co prowadzi nas okrężną drogą do wyjaśnienia przyczyn współczesnej epidemii otyłości.

Jak powiedział mi dr Flechas : „Picie latami napojów gazowanych, które są faszerowane bromowanym olejem roślinnym, prowadzi do zestalenia tkanki tłuszczowej.

Nazywamy to «chorobliwą otyłością». Nasze dzieci tyją w całym kraju i nawet wykonując ćwiczenia i ograniczając dietę, nie mogą pozbyć się nadmiaru tłuszczu”. Ci młodzi ludzie są tak zdesperowani, że czasami decydują się na operację w nadziei, że uda się usunąć lub odessać ów „chorobliwy tłuszcz”.

To ogromne obciążenie dla opieki medycznej i firm zajmujących się ubezpieczeniami zdrowotnymi, od którego można byłoby się uwolnić, gdyby zamiast tych zabiegów lekarze zaproponowali tanie i proste lekarstwo w postaci unikania napojów gazowanych i zastosowali opisane poniżej antidotum.    Zapytałam dra Flechasa o bardzo popularny napój Mountain Dew. Jest to szczególnie interesujące, ponieważ naukowcy, którym ufam, twierdzą, że jest to depresant ośrodkowego układu nerwowego z powodu zawartego w nim BVO (Brominated Vegetable Oil – bromowany olej roślinny). Dr Flechas odrzekł, że „Mountain Dew nie jest jedynym napojem, który go zawiera.

Tak samo jest z Frescą i Gatorade’em oraz wieloma innymi  napojami bezalkoholowymi”. Kiedy zapytałam go, dlaczego dodają ten niebezpieczny związek chemiczny, powiedział, że pomaga on zdyspergować dodawany do napojów bezalkoholowych kwas cytrynowy nadający im smak owoców cytrusowych. (Więcej informacji o tym szkodliwym dodatku znajdziecie w czwartym rozdziale mojej książki).

Co gorsze, dr Flechas powiedział, że „BVO wywołuje psychozy i żeby zapobiec lub złagodzić ewentualne depresje dodają do napojów duże ilości kofeiny”. Inaczej mówiąc,zwalają cię z nóg i jednocześnie próbują na nie podnieść – wszystko to w jednym napoju. Dr Flechas rozpoczął krucjatę, aby położyć kres temu bezprawiu, a przynajmniej powiadomić opinię publiczną o tych szalbierstwach.

Powiedział : „Oto tworzymy rozbiegane, rozdrażnione, zalęknione dzieci, które mają problemy z prawidłowym wzrostem masy i nie wiedzą dlaczego”. Wielu takich nastolatków to jego pacjenci. Uważa on, że jeśli wykluczy się te napoje, będą mogli z łatwością pozbyć się 20 funtów (około 9 kg) rocznie, a co ważniejsze, staną się emocjonalnie „normalni”.

Według dra Flechasa najbardziej złowrogim aspektem spożywania BVO są psychiczne aberracje. „Kiedy patrzy się na to z punktu widzenia zdrowia publicznego… młodzi ludzie stają się tak paranoiczni, że… strzelają do siebie, strzelają do swoich rodziców i swoich nauczycieli… Myślimy, że musimy kierować ich do doradców… ale według mnie wystarczy usunąć z ich diety ten stymulator centralnego systemu nerwowego”. Zastanówmy się nad tym. Od roku 1980 brom jest stałym elementem naszej diety. Czy ktoś pamięta jakiekolwiek sceny morderstw z udziałem nastolatków sprzed tego roku? Nie, nie było ich wtedy. Teraz bezsensowne morderstwa i rozróby dokonywane przez nastolatków stały się podstawowym tematem telewizji śniadaniowej. Oczywiście dorośli też są pod jego wpływem, bez względu na to, jak bardzo by na siebie uważali, ponieważ nie zawsze można uciec przed szalonym nastolatkiem sąsiadów lub podekscytowanym szaleńcem na autostradzie, który daje upust swojej frustracji za pomocą swojego samochodu.Wszyscy jesteśmy potencjalnymi ofiarami.

Inni winowajcy

Brom nie jest jedynym winowajcą. Mamy również duszące zanieczyszczenia, które wielu z nas musi znosić, usta pełne fluorku sodu i zabójczej rtęci w postaci wypełnień amalgamatowych oraz sztuczne zabójcze słodziki. Jesteśmy narażeni na działanie pestycydów, dodatków do żywności, elektromagnetycznego smogu, szczepień, szokujących praktyk rolniczych, chemicznych smug rozpylanych na niebie przez samoloty, cukru, alkoholu i toksycznych leków. Rząd pozwala na to wszystko, a establishment medyczny entuzjastycznie aprobuje.

Wiele z tych czynników jest trudnych lub wręcz niemożliwych do wyeliminowania. Są jednak rzeczy, które można zrobić, aby się chronić, więc głowa do góry.

Swój ogromny wkład wniósł również Prozac i inne śmiercionośne leki przeciwdepresyjne.

Wiadomo, że wielu nastoletnich  morderców to ludzie uzależnieni, lecz ważne informacje na ten temat zawsze są szybko cenzurowane pod naciskiem reklamodawców, od których uzależnione są media. Dlaczego nastolatki trzyma się na Prozacu? Otóż w celu przeciwdziałania potężnemu emocjonalnemu jo-jo, które wywołują nafaszerowane BVO pite przez nich napoje bezalkoholowe. Czy sądzicie, że jesteście czyści? Pomyślcie jeszcze raz. Możecie chronić swoje zdrowie i nie pozwalać sobie na kontakt z którymkolwiek z wymienionych czynników ryzyka.

Czy możecie czuć się bezpiecznie, nawet jeśli unikaliście w młodości Bromo-Seltzera i udało się wam wymigać od służby wojskowej i śmiertelnie niebezpiecznych środków, jakie tam dają? Otóż nie.

I tak oto dochodzimy do wspomnianego wcześniej monumentalnego przestępstwa, które popełniono w roku 1980 przy braku jakiegokolwiek zainteresowania ze strony „psów łańcuchowych”, które są bardzo dobrze opłacane za pilnowanie naszego zdrowia.

Nasz codzienny chleb i mleko (cios poniżej pasa)

Zrujnowali nasz chleb. Stało się to po cichu i szybko (przed rokiem 1980, w niektórych państwach później, a w kilku, na szczęście, w ogóle) i z pozoru wydawało się nieszkodliwe.

To, co się stało, można ująć w czterech krótkich słowach : „żegnaj jodzie, witaj bromie”. W starych dobrych czasach, gdy jod był wykorzystywany jako odżywka do ciasta, było go mnóstwo w naszym chlebie i we wszystkich wyrobach piekarniczych. Ta ilość jodu była wystarczająca do ochrony tarczycy przed radioaktywnym jodem i różnymi jej chorobami. Jod był również obecny w naszym mleku, ponieważ zabija bakterie.

Był używany do dezynfekowania dójek krów przed dojeniem, aby je odkazić oraz do sterylizacji urządzeń wykorzystywanych w procesie udoju. Moja przyjaciółka i koleżanka Pip Rose powiedziała mi : „W naszej mleczarni używaliśmy przez lata jodu, ponieważ był idealnie antyseptyczny i tani jak barszcz. Potem, pewnego dnia, do naszych drzwi zapukał człowiek z zarządu Milk Board i zagroził, że wyrejestruje nas, jeśli nie zastąpimy jodu inną substancją chemiczną. Nie pamiętam jej nazwy, SanOge, ale śmierdziała toksycznie i była nieporównywalnie droższa od jodu. Zostaliśmy zmuszeni do jej używania w produkcji mleka przeznaczonego dla ludzi. Nie używaliśmy jej jednak na swój własny użytek, ponieważ nie chcieliśmy otruć naszych córek”. Pomnóżmy to przez miliony mleczarni na całym świecie, a okaże się, że cała ta sprawa pachnie spiskiem! Dr Donald Miller, mój amerykański kolega, powiedział : „Od 35 lat używam codziennie w chirurgii serca jodu do przygotowywania skóry pacjenta. Jest to najlepszy środek antyseptyczny do zapobiegania zakażeniom ran po zabiegu, ponieważ w ciągu 90 sekund zabija 90 procent bakterii na skórze”. Dr Miller jest profesorem kardiochirurgii Uniwersytetu w Waszyngtonie w USA i pozwolił nam opublikować na naszej stronie artykuł, który napisał na temat jodu. Jest on bardzo pouczający ( http ://www.doctorsaredangerous.com/articles/iodineforhealth.htm).

Zabójcze zamienniki (dlaczego to takie ważne?)

Jak już wspomniałam, jod jest niezbędny, ponieważ pomaga wyeliminować z organizmu toksyczne metale, szczególnie brom. Kiedy więc zastąpiono jod bromem, nie ma już sposobu na wyeliminowanie bromu. Z dnia na dzień ogromna część populacji znalazła się pod jego wpływem. Była to dużo poważniejsza szkoda od wyrządzonej przez Bromo-Seltzer, który miał wpływ jedynie na niewielką część społeczeństwa. Z kolei dodawany do napojów bromowany olej roślinny uderza tylko w tych, którzy są na tyle głupi, aby je żłopać. Ale chleb, „symbol życia”, ma wpływ na nas wszystkich. Wybitny badacz jodu, dr James Howenstine, powiedział : „Ta podmiana bromu w miejsce jodu spowodowała prawie powszechny niedobór jodu wśród Amerykanów. Terapia jodem pomaga organizmowi eliminować fluor, brom, ołów, kadm, arsen, aluminium i rtęć. Czy tę zamianę jodu na brom przeprowadzono celowo, aby zwiększyć liczbę chorych i tym samym sprzedaż farmaceutyków?” Brzmi to jak diaboliczny spisek w celach zarobkowych, który uknuła Wielka Farma, zacierając przy tym wszelkie ślady.

Jeszcze bardziej złowrogie są słowa dra Guya E. Abrahama, który twierdzi, że usunięcie jodu spowodowało „więcej nędzy i zgonów… niż obie wojny światowe razem wzięte”. Całkowicie się z tym zgadzam. W ciągu 23 lat pracy na stanowisku dyrektora Centrum Zdrowia Hipokratesa miałam okazję być świadkiem niezwykłych uzdrowień z „nieuleczalnych” chorób jedynie poprzez dodanie odrobiny jodu do diety. Ale kimże ja jestem? Nie mam dostojnie brzmiącego stopnia naukowego przed nazwiskiem. Jestem jedynie doświadczoną obserwatorką i muszę stwierdzić, że, niestety, niewielu lekarzy zwraca uwagę na to, co nazywamy „subiektywnymi” informacjami.

Dr Abraham to jednak zupełnie inna sprawa.

Jest on uważany za najbardziej kompetentnego eksperta na świecie w zakresie jodu i tarczycy. Jest profesorem endokrynologii i pionierem w oznaczaniu jodu i małych ilości hormonów w organizmie.

Otrzymał więcej nagród naukowych z tego zakresu niż ktokolwiek inny. Wyniki swoich badań opublikował w „The lodine Project” („Jodowy program”). Innymi słowy, jest wysoko cenionym ekspertem i rozsądni ludzie zwracają uwagę na jego opinie mimo dobrze zaaranżowanej fobii przed jodem, która została wypromowana przez Wielką Farmę i entuzjastycznie przyjęta przez nasz żałosny medyczny establishment.

To dlatego, jeśli zapytamy pierwszego lepszego lekarza o jod, zareaguje niechętnie i odeśle nas do nienaukowego i całkowicie zdyskredytowanego efektu Wolffa-Chaikoffa. Oczywiście nikt nie może tego udowodnić, ale naukowcy, których szanuję, uważają, że raport w sprawie tego efektu był „zainspirowany” przez dotacje Wielkiej Farmy. Twój lekarz prawdopodobnie również będzie twierdził, że cały konieczny nam jod można uzyskać z ryb. To możliwe, jeśli będzie się spożywało 20 funtów (około 9 kg) ryb dziennie wraz z całą rtęcią, którą one zawierają.

A jeśli ów lekarz twierdzi, że jodowana sól wystarcza i jod nie jest konieczny, należy zalecić mu zapoznanie się z wieloma doniesieniami naukowymi na ten temat, które pokazują, że jest inaczej. Prawdę łatwo odkryć i brzmi ona tak : jod jest „uniwersalnym lekarstwem”, które pozwala nam wszystkim być własnym lekarzem.

Co jest tym panaceum?

Tym panaceum jest roztwór Lugola (zwany też „płynem Lugola”). Zawiera on 5,0 procent jodu i 10,0 procent jodku potasu rozpuszczonych w wodzie. Dwie krople zawierają 5,0 mg jodu  i 7,5 mg jodku potasu. Płyn Lugola był używany leczniczo przez dwa wieki z niezwykłym sukcesem i jest tani. Ten środek eliminuje jednak lekarzy i Wielką Farmę. Należy pamiętać, że cieszą się oni poparciem rządów i posiedli ogromną władzę. My nie mamy praktycznie nic. Kiedy Wielka Medycyna i Wielka Farma czegoś chcą, prawie zawsze to dostają. Chcą, abyśmy wszyscy do końca życia zależeli od ich leków. Wiedzą, że kosztowne wyjazdy do lekarzy i laboratoriów oraz dożywotnie uzależnienie od ich leków może być wyeliminowane kosztem kilku centów. Niezliczonym operacjom i trwającym wiele lat chorobom można łatwo zapobiec.

Nie jest to dobra wiadomość dla lekarzy i z całą pewnością dla Wielkiej Farmy.

W końcu nie po to budowali swoje imperium, które zagrabia co roku setki miliardów dolarów, aby pozwolić, by ten naturalny pierwiastek, który jest tak ważny dla naszego zdrowia, był w użyciu.

Moi amerykańscy, brytyjscy i nowozelandzcy koledzy mówią, że płyn Lugola, który był kiedyś dostępny w każdej aptece, jest teraz niezwykle trudny do zdobycia, wręcz niemożliwy do kupienia.

W niektórych przypadkach jest on dostępny na receptę, ale trzeba dużo szczęścia, aby go dostać. Co więcej, nasz „zaprzyjaźniony chemik z sąsiedztwa” będzie prawdopodobnie zapewniał nas, że jest on toksyczny i niebezpieczny w użyciu. Wszyscy oni kłamią, bo tak kazała im myśleć Wielka Farma. Płyn Lugola nadal można kupić w niektórych aptekach w Australii, ale wygląda na to, że jego dni są policzone. Nie poddawajmy się jednak. Płyn Lugola łatwo zrobić i zawsze będzie dostępny dla ludzi, którzy łatwo się nie poddają. Radzę spróbować w Internecie. Na przykład na stronie http :// www.crohns.net/page/C/PROD/SHR1000.

Czy płyn Lugola naprawi wszystkie problemy ze zdrowiem?

Nie ma „magicznej kuli” zdolnej do zniwelowania skutków trwającego całe życie jedzenia tandetnej żywności (fast foodów), palenia papierosów, picia alkoholu, życia w ciągłym stresie i częstych interwencji medycznych. Zmiany są konieczne. Nasze ciała są niezwykle wyrozumiałe. Przyjęcie odpowiedniej diety w połączeniu z płynem Lugola może zdziałać cuda. Ale proszę wprowadzić te zmiany w życie, zanim lekarz oświadczy wam, że koniec jest już bliski! Wielu ludzi, którzy byli chorzy, mimo iż bardzo dbali o siebie, traktuje płyn Lugola jak „brakujące ogniwo”. Słyszymy to w kółko od ludzi, którzy „próbowali wszystkiego”, czasami przez całe życie, którzy nie otrzymali żadnej pomocy ani nadziei ze strony lekarzy i którym nawet na myśl nie przyszło sprawdzenie poziomu jodu w organizmie.

Czy pocisz się, czy twoja skóra pozostaje dziwnie sucha, nawet podczas wyścigów w gorącą, wilgotną pogodę? Jeśli się nie pocisz, potrzebujesz jodu bardziej niż przeciętny człowiek, ponieważ jego brak w organizmie objawia się suchą skórą, która nie jest w stanie się pocić.

To oznacza, że twoje zdrowie będzie zagrożone z powodu niezdolności do wypocenia toksyn. Jeśli tak jest, wystarczy tylko kilka dni przyjmowania płynu Lugola, aby organizm odzyskał swoją naturalną zdolność pocenia się.

Jaka jest zalecana dawka?

W swojej przedmowie do książki dra Davida Brownsteina lodine: Why You Need It, and Why You Can’t Live Without It (Jod – dlaczego potrzebujesz go i dlaczego nie da się bez niego żyć) dr Abraham napisał:

„To interesujące, że zalecana przez dawniejszych lekarzy dzienna dawka jodu niezbędna do uzupełnienia jego ilości w organizmie wynosząca od 12,5 do 37,5 mg przyjmowana w postaci roztworu Lugola dokładnie odpowiada potrzebnej organizmowi człowieka ilości jodu, którą ustalono na podstawie opracowanego niedawno testu”.

Ta ilość to równowartość wypijanych dziennie od dwóch do sześciu kropli roztworu Lugola rozpuszczonego w szklance wody. (Jedna kropla płynu Lugola zawiera 6,5 mg jodu pierwiastkowego).

Dla tych, którzy nie lubią smaku płynu Lugola, dostępna jest na receptę wersja w kapsułkach. Preparat ten nazywa się Iodoral i zawiera równowartość dwóch kropli płynu Lugola. Koszt jego stosowania to około 25 centów amerykańskich dziennie w odróżnieniu do czterech centów dziennie w przypadku płynu Lugola. Nawet dla osób, które potrzebują dwa lub nawet cztery razy więcej płynu Lugola, jest to nie lada oszczędność.

Wielka Farma mogłaby upaść lub mocno ucierpieć, gdyby wszyscy wiedzieli, że mogą pozbyć się wielu swoich kłopotów wydając cztery centy dziennie. Powiedz o tym swoim znajomym. Każdy organizm jest inny i nasze zapotrzebowanie na jod również się różni, dlatego konieczne jest prowadzenie własnych testów.

W Internecie jest wiele informacji na ten temat (patrz źródła na końcu artykułu). Dwie krople płynu Lugola w szklance wody dziennie to bezpieczna, bardzo ostrożna dawka.

W celu cofnięcia wieloletnich skutków niedoboru jodu czasami na początku potrzeba przyjmować znacznie więcej płynu Lugola. Dr Brownstein napisał w swojej książce, którą gorąco polecam: „Jod jest najbezpieczniejszym ze wszystkich pierwiastków śladowych, jest jedynym, który może być podawany bezpiecznie przez długi czas dużej liczbie chorych w dziennych dawkach przekraczających nawet 100000 razy RDA [recommended daily amount – zalecana dzienna dawka]”.

Jedna uwaga: jeśli ktoś wie, że jest uczulony na jod, co zdarza się niezwykle rzadko, niestety, nie powinien przyjmować płynu Lugola.

Jakie mogą być skutki przyjmowania płynu Lugola?

Najbardziej zadziwiająca poprawa, jaką zauważyłam, wystąpiła u ofiar wyniszczającej depresji. Widziałam ludzi zmieniających swoje życie po wielu latach „gapienia się przed siebie”, jak określali swoje dolegliwości. Wszyscy zrezygnowali z pomocy psychiatrów, którzy za odmowę przyjmowania Prozacu mieszali ich z błotem. Tymczasem jedynym, czego potrzebowali, był jod. Pewna kobieta powiedziała mi, że była ubezwłasnowolniona przez 12 lat, szukała wszędzie pomocy i wykonała wszelkie znane medycynie testy krwi. Jedynym, którego nie zrobiono, dotyczył poziomu jodu we krwi. Wydała na badania fortunę i straciła 12 lat życia. Po trzech dniach przyjmowania raz dziennie trzech kropli płynu Lugola rozpuszczonych w szklance wody, zgłosiła się do mnie i oświadczyła, że jest „nową kobietą”. Ponieważ nie chciała być uzależniona od żadnego leku, próbowała kilka razy przestać przyjmować płyn Lugola, lecz skutek był taki, że ponownie wpadała w ciężką depresję. Kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy, powiedziała mi, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Zauważyłam, że suplementacja jodem powoduje niemal natychmiastowe podniesienie na duchu lekko przygnębionych ludzi i czyni cuda, jeśli chodzi o łagodzenie rozdrażnienia, co może ułatwić utrzymanie związków.  Rozmawiałam nawet z ludźmi, którzy pozbyli się trwających wiele lat migren. Płyn Lugola często pomaga w przypadkach długotrwałych problemów z zaparciami i w połączeniu z chlorkiem magnezu oczyszcza organizm z bromu, jak również innych trucizn.

Od czasu usunięcia jodu z naszego pożywienia liczba zachorowań na raka potroiła się, czego przerażającym przykładem jest rak piersi. Wielu lekarzy, których prace już zbadałam, jest przekonanych, że utrzymanie wysokiego poziomu jodu to zdecydowanie najlepszy sposób zapobiegania wszelkim kłopotom związanym z piersiami. Ponadto, jeśli problem już zaistniał i nawet jeśli jest zaawansowany, jod może go rozwiązać, w przeciwieństwie do innych interwencji medycznych, które tworzą zamęt i sprzyjają rozprzestrzenianiu się komórek rakowych. Płyn Lugola może sprawić, że problemy menstruacyjne staną się jedynie złymi wspomnieniami. W rzeczywistości wszystkim „kobiecym” problemom, w tym strasznemu rakowi szyjki macicy, można zapobiec, a nawet wyleczyć je przy pomocy odpowiedniej ilości płynu Lugola.

Płyn Lugola sprawia, że ostra „mgła mózgu” (stan zmieszania i zmniejszenia poziomu jasności umysłu) ustępuje w ciągu kilku dni, przerażające niepokojące nieprawidłowe bicie serca stabilizuje się, problemy z tarczycą i nadnerczem ulegają poprawie, a niektóre ofiary choroby Addisona (niedoczynność kory nadnerczy) mogą nawet ograniczyć przyjmowanie hydrokortyzonu. Niektórzy diabetycy są w stanie zmniejszyć lub nawet przestać przyjmować insulinę. Zalecam jednak nie manipulować dawką insuliny bez porady kompetentnego lekarza.

Smarowanie płynem Lugola torbieli może spowodować ich kurczenie się, a miejsc ukąszeń owadów może zapobiec powikłaniom. Smarowanie nim starczych brodawek na skórze często sprawia, że znikają one po kilku dniach.

Kilku ekspertów od jodu donosi, że bliznowce powstają tylko u ludzi, u których poziom jodu w organizmie jest wyjątkowo niski. Aż trudno uwierzyć, że tak niezwykłą poprawę można osiągnąć z pomocą kilku kropli tego dawnego lekarstwa.

Kluczem jest myślenie o płynie Lugola nie jako o „środku zaradczym”, ale jako o środku odżywczym, który ma kluczowe znaczenie dla wszystkich aspektów naszego zdrowia. Okazuje się, że cały organizm, a nawet mózg, działa lepiej, kiedy jest karmiony jodem. Bez niego nie może rozwinąć swojego całego potencjału. Gdy ludzie nauczą się korzystać z płynu Lugola, Wielka Farma straci władzę, którą zawłaszczyła, kiedy przejęła nasze uczelnie medyczne, lekarzy i rządy. Nic dziwnego, że tak zawzięcie demonizują jod, chcąc zakazać go na zawsze. To panaceum ma potencjał wyrugowania jej z rynku. Lekarze przez 150 lat stosowali płyn Lugola z wielkim powodzeniem bez szkody dla pacjentów. Jeśli są jeszcze w stanie wrócić do stosowania naturalnych środków, znowu staną się tymi, którymi powinni być: uprzejmymi mężczyznami i kobietami, którzy przychodzą do domu, zaglądają w oczy i przepisują wypoczynek oraz bezpieczne remedia.

Czy cała medycyna jest zła?

W swoim dotychczasowym życiu poznałam wielu wspaniałych lekarzy. Wszyscy oni mają jedną wspólną cechę – mają odwagę przeciwstawiania się systemowi i zdolność samodzielnego myślenia. Żaden z nich nigdy nie odmówił rozmowy ze mną lub wysłania mi opisu prac badawczych, kiedy prosiłam ich o pomoc. Mam wielki szacunek dla tych pionierów, z których wielu ryzykuje odebranie im prawa wykonywania zawodu. Stale wisi nad nimi groźba zamknięcia im ust, a nawet zniknięcia na zawsze. Niestety, jest już za późno na uprzejmych „lekarzy rodzinnych”. W ostatnich dziesięcioleciach odeszli powoli i ostatecznie w zapomnienie. Medycyna jest uboższa o nich.

Na szczęście, jest jeszcze jedna grupa lekarzy, która znacznie się poprawiła – chirurdzy . Te niesamowite kobiety i mężczyźni są genialni w naprawie organizmów ofiar wypadków, przywracaniu wzroku niewidomym, dawaniu nadziei zdeformowanym ludziom z pomocą chirurgii plastycznej oraz łataniu ciał, które zostały naruszone tak poważnie, że nie da się ich naprawić przy pomocy jakiegokolwiek naturalnego środka. Zasługują na nasz szacunek, podobnie jak lekarze i pielęgniarki, którzy bezinteresownie znoszą niewygody i narażają się na niebezpieczeństwo, niosąc pomoc cierpiącym w odległych i niebezpiecznych zakątkach świata. Z kolei Wielka Farma i Wielka Medycyna nie zasługują na nasz szacunek, ponieważ zwalczają wszystkie naturalne środki, w tym jod.

O autorce:

Elaine Hollingsworth jest dyrektorem Centrum Zdrowia Hipokratesa na Złotym Wybrzeżu w stanie Queensland w Australii, gdzie naucza zagadnień związanych ze zdrowiem i prowadzi badania naturalnych sposobów ochrony zdrowia. Od lat 1950., kiedy była gwiazdą Hollywood i telewizji jako Sara Shane, prowadzi krucjatę w zakresie ochrony zdrowia. Jest autorką wydanej w roku 2007 książki Take Control of Your Heolth and Escope the Sickness Industry (Weź zdrowie w swoje ręce i uwolnij się od przemysłu chorobowego). Więcej informacji o niej i jej działalności można znaleźć na jej stronie internetowej zamieszczonej pod adresem

http://www.doctorsaredangerous. com. Poprzez tę stronę można zakupić  także jej książkę.

Przełożył Jerzy Florczykowski

Zalecane lektury:

• Dr E. Guy Abraham, http ://theiodineproject.webs.com

• Dr David Brownstein, http ://www.drbrownstein.com

• Dr George Flechas, http ://www.helpmythyroid.com

• Dr James Howenstine, http ://www.NewsWithViews.com

• Dr Donald W. Miller jr, http ://www.doctorsaredangerous.com/articles/iodineforhealth.htm

• Byron J. Richards,  http://www.wellnessresources.com

• Dr Bruce West, http ://www.healthalert.com


Płyn Lugola jest znowu dostępny w niektórych aptekach internetowych, ale wysyłka kosztuje więcej niż lek, dlatego lepiej zrobić go samemu w domu z wody destylowanej (może być taka z hipermarketu), jodku potasu i jodu krystalicznego. Składniki, kupione w hurtowni chemicznej lub na Allegro, należy odważyć na jubilerskiej wadze precyzyjnej (cena na Allegro ok. 20-30 zł). Przepis jest np. tutaj.

21 grudnia 2011

My chcemy masła a nie margaryny

- autor: astromaria

Na wyjaśnienie roli tłuszczów roślinnych i zwierzęcych w zagrożeniu miażdżycą poświęciłam cztery lata pracy, przestudiowałam ponad 600 publikacji z różnych ośrodków naukowych z całego świata. I aktualnie nie mam cienia wątpliwości, że hipercholesterolową teorię miażdżycy wymyślono w celu zdyskredytowania tłuszczów zwierzęcych i wprowadzenia do diety ludzi znacznie tańszych olejów roślinnych oraz margaryn. Rozmowa z prof. Grażyną Cichosz

– Masło jest do jedzenia, a margaryna na sprzedaż.

To margaryna nie nadaje się do jedzenia?

– Nie ma w niej nic zdrowego.

A codziennie w reklamach słyszę, że margaryna jest zdrowa.

– Mówi się, że margaryna jest źródłem niezbędnych dla organizmu człowieka nienasyconych kwasów tłuszczowych. Owszem, ale nie mówi się, że w procesach technologicznych, jakim jest poddawana, zanim trafi na nasze stoły, te nienasycone kwasy są przekształcane w nasycone. W dodatku powstają sztuczne izomery trans, które są obce dla organizmu człowieka. Nie tylko więc nie ma z nich żadnego pożytku, lecz wręcz przeciwnie – szkodzą.

Nie ma zalet?

– Nasze zmysły smaku i zapachu nie wyczuwają procesów starzenia się margaryny i to jest jej największą „zaletą”. W przeciwieństwie do masła, które dość szybko jełczeje, margarynę można znacznie dłużej przechowywać. Swoją popularność margaryna zawdzięcza niesłychanie zyskownej produkcji: tańszej 5-7-krotnie od masła, podczas gdy cena w sklepie jest tylko 2-3 razy niższa. Dla producentów jest to więc niesamowity biznes.

Czym więc jest margaryna?

– Margaryna to utwardzony olej roślinny. Podczas uwodornienia lub estryfikacji zamienia się konsystencję oleju z płynnej na stałą. Nienasycone kwasy zawarte w olejach, które teoretycznie mają służyć naszemu zdrowiu, w procesie utwardzania przekształcają się w coś, co nam szkodzi.

Izomery trans, o których pani wspomniała.

– Tak, kwasy nienasycone o izomerii trans. W sytuacji kiedy mamy niedobór w organizmie kwasów omega-3, izomery trans wbudowują się w błony naszych komórek. A błona komórkowa jest jak balonik. Żeby ten balonik mógł dobrze pracować, czyli przyjmować do wnętrza potrzebne substancje i wydzielać na zewnątrz zbędne, musi być jakby podziurawiony. Jeżeli w te miejsca wbudowane są kwasy omega-6 i omega-3, komórka może normalnie funkcjonować. Przy ich braku wbudowują się tu izomery trans i usztywniają tę błonę komórkową. Zaczynają się dysfunkcje – najpierw na poziomie komórki, potem tkanki, organu i w końcu w całym organizmie.

Te procesy są szczegółowo zbadane, głównie przez Skandynawów. Od 30 lat wiadomo, że im większe spożycie margaryn zawierających sztuczne izomery trans, tym większe zagrożenie otyłością, cukrzycą typu 2, miażdżycą, udarami mózgu i nowotworami. Jeszcze dziesięć lat temu naukowcy twierdzili, że izomery trans nie powodują raka, teraz już wiadomo, że jest przeciwnie.

Duńczycy już w 1994 roku – jako pierwszy kraj na świecie – wprowadzili ograniczenia w spożyciu izomerów trans do 2 proc. w dziennej dawce energii. I te przepisy są przestrzegane. Z materiałów prezentowanych na Europejskim Kongresie Otyłości w Budapeszcie w 2007 roku wynika, że w fast foodach z sieci KFC sprzedawanych w Danii zawartość izomerów trans nie przekracza 2 proc. Tymczasem w próbkach żywności tej samej sieci sprzedawanych w Polsce, na Węgrzech, w Bułgarii, Czechach, Ukrainie i Białorusi było od 29 do 34 proc. izomerów trans.

Czy to znaczy, że oleje roślinne są zdrowe, a stają się niezdrowe po przekształceniu w margarynę?

– Po pierwsze, wszystkie stają się niezdrowe, kiedy spożywamy je w nadmiarze. Całodobowe zapotrzebowanie człowieka na nienasycone kwasy z tłuszczów roślinnych pokrywa zaledwie 5,5 grama oleju, czyli jedna łyżeczka od herbaty. Wszystko, co w nadmiarze, jest szkodliwe. Podobnie jak z lekarstwem – dawka zapisana przez lekarza nam pomoże, ale jej kilkakrotne przekroczenie to zagrożenie dla zdrowia.

A po drugie, oleje zawsze szkodzą po poddaniu ich jakiejkolwiek obróbce termicznej. Smażenie na olejach jest bardzo szkodliwe, to duże zagrożenie dla zdrowia.

Zaraz, nie należy smażyć na oleju!?

– Oleje, podobnie jak margaryna, traktowane są jako źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych, ale liczba mnoga jest tu nieuprawniona. Owszem, zawierają kwas omega-6, ale zaledwie śladowe ilości kwasu omega-3. Optymalne dla zdrowia proporcje kwasów omega-6 do omega-3 wynoszą 4 do 1. Tymczasem w olejach roślinnych proporcje te są wyjątkowo niekorzystne, zawartość kwasu omega-6 w oleju słonecznikowym, kukurydzianym, z pestek winogron jest odpowiednio: 335, 140 i 173 razy większa niż zawartość kwasu omega-3.

Optymalne proporcje tych kwasów występują w oleju rzepakowym oraz lnianym i te oleje w niewielkich ilościach powinny znajdować się w naszej diecie. Pod warunkiem że będą świeże i stosowane wyłącznie na zimno, bez jakiejkolwiek obróbki termicznej.

Co się dzieje, gdy podgrzejemy olej?

– Obecne w olejach nienasycone kwasy tłuszczowe są bardzo podatne na utlenianie, zwłaszcza w wysokich temperaturach. Powstające wówczas związki są bardzo szkodliwe dla zdrowia. Organizm człowieka potrafi neutralizować ich działanie, ale nie zawsze. Długotrwałe spożywanie utlenionych tłuszczów roślinnych obecnych w żywności tzw. wygodnej…

…w batonikach?

– …tak, w słodyczach, wyrobach garmażeryjnych czy odżywkach dla niemowląt grozi nowotworami. Istnieje wyraźna zależność zachorowalności na nowotwory od spożycia olejów roślinnych. Potwierdzona w badaniach epidemiologicznych.

Ale ponieważ oleje są źródłem kwasów omega-6 i omega-3 uważanych za budulec mózgu, to spożywane na zimno, w sałatkach, są dla nas korzystne?

– Oleje nie są źródłem biologicznie aktywnych kwasów tłuszczowych. Źródłem długołańcuchowych wielonienasyconych kwasów tłuszczowych EPA i DHA o wysokiej aktywności biologicznej są tłuszcze ryb i ssaków morskich. Właśnie te kwasy tłuszczowe są naturalnym budulcem mózgu, stymulują pamięć, koncentrację, chęć do nauki, koordynację ruchową oraz układ odpornościowy. Ich niedobór powoduje nadpobudliwość psychoruchową dzieci, czyli ADHD, depresję, demencję starczą, a prawdopodobnie także inne choroby neurologiczne.

Kwasy tłuszczowe omega-6 i omega-3 obecne w olejach mogą być biologicznie aktywne dopiero po przekształceniu w organizmie człowieka. Jednak te przekształcenia najczęściej nie są możliwe.

Z jakich względów?

– Istnieją różne uwarunkowania. Wszechobecne w naszej diecie sztuczne izomery trans pochodzące z margaryn hamują przemiany zarówno kwasów omega-6, jak też omega-3. Niezależnie od tego nadmiar kwasów omega-6 hamuje przemiany kwasów omega-3. Dlatego tak ważne są ich wzajemne proporcje w naszej diecie.

Nadmiar kwasów omega-6 prowadzi do miażdżycy, zakrzepów, alergii, nowotworów sutka, prostaty, jelita grubego. Jeśli ta proporcja będzie większa niż cztero-, pięciokrotna, a tak jest w większości olejów, to najcenniejsze kwasy omega-3 nie będą przekształcane do biologicznie aktywnych.

Ponadto powszechne w naszej diecie niedobory magnezu, cynku, witamin, a także przyjmowanie leków na nadciśnienie albo przeciwzakrzepowych jest przyczyną tego, że enzymy odpowiedzialne za przemiany kwasów omega-6 i omega-3 są mało lub wcale nieaktywne.

Wywraca pani wszystko do góry nogami. Ciągle słyszę, że najzdrowsza dla człowieka jest dieta śródziemnomorska, a Grecy czy Włosi nie chorują na miażdżycę i nowotwory, bo jedzą dużo tłustych ryb i oleju.

– Tajemnicą diety śródziemnomorskiej są optymalne dla zdrowia proporcje kwasów tłuszczowych omega-6 do omega-3. Oliwa z oliwek zawiera tylko ok. 10 proc. kwasu omega-6, a głównym jej składnikiem (ponad 70 proc.) jest kwas oleinowy. Jest on 10-krotnie bardziej podatny na utlenianie niż tłuszcze zwierzęce, ale też 10-krotnie mniej podatny niż kwas linolowy omega-6, który jest głównym składnikiem olejów roślinnych.

Oliwa z oliwek – tak. Oleje roślinne – nie!?

– Smażenie dań z oliwą z oliwek stanowi zdecydowanie mniejsze zagrożenie zdrowotne niż obróbka termiczna na oleju słonecznikowym lub rzepakowym.

Charakterystyczne dla diety śródziemnomorskiej jest także wysokie spożycie ryb i tzw. owoców morza, które są najlepszym źródłem biologicznie aktywnych wielonienasyconych kwasów omega-3. Poza tym prawie trzykrotnie większe niż w Polsce spożycie warzyw i owoców zawierających mnóstwo różnorodnych przeciwutleniaczy gwarantuje zachowanie równowagi pro- i antyoksydacyjnej organizmu. Zastąpienie oliwy olejem słonecznikowym eliminuje wszystkie pozytywy diety śródziemnomorskiej.

Czyli butelkę z olejem muszę wybierać świadomie.

– Jak najbardziej. Oliwy z oliwek nie można utożsamiać z jakimkolwiek innym olejem roślinnym. Dowodem tego jest tzw. paradoks izraelski. Izraelczycy eksportują drogą oliwę z oliwek, natomiast w swojej diecie stosują znacznie tańszy olej słonecznikowy. Dzięki temu przy niskim poziomie cholesterolu mieszkańcy Izraela mają najwyższy wskaźnik nowotworów.

Rakotwórcze właściwości oleju słonecznikowego znane są od 1983 roku, czyli prawie od 30 lat. W badaniach na zwierzętach udowodniono, że głównym „winowajcą” rosnącej zachorowalności na nowotwory jest spożywany w nadmiarze kwas linolowy omega-6, główny składnik olejów roślinnych. Potwierdzają to wyniki licznych badań epidemiologicznych z różnych regionów świata.

Głównym argumentem przeciwników masła i smalcu, czyli tłuszczów zwierzęcych, jest zawarty w nich cholesterol. Jedzenie masła podwyższa nam cholesterol w organizmie, a to oznacza gorszą pamięć, miażdżycę itd.

– To nieprawda.

Po pierwsze, cholesterol jest niezbędny do funkcjonowania organizmu. Prawdą jest, że spożycie tłuszczów zwierzęcych może powodować wzrost cholesterolu. Jeżeli jednak w diecie obecne są biologicznie aktywne kwasy omega-3 obecne w tłuszczu rybim, to nawet przy wysokim spożyciu tłuszczów zwierzęcych nie istnieje żadne zagrożenie miażdżycą – to tzw. paradoks grenlandzki. Jest zatem sprawą oczywistą, że nie tłuszcze zwierzęce, lecz niedobory w diecie kwasów omega-3 są przyczyną – bynajmniej nie jedyną – miażdżycy.

Przeciwnicy spożywania tłuszczów zwierzęcych pomijają fakt, że przy spożyciu masła czy smalcu wzrasta poziom zarówno złego LDL, jak też dobrego HDL cholesterolu. Podczas gdy przy spożyciu sztucznych izomerów trans, czyli margaryn, wzrasta poziom złego LDL i maleje poziom dobrego HDL cholesterolu.

Spożycie margaryny aż 10-krotnie zwiększa prawdopodobieństwo miażdżycy w porównaniu ze spożyciem tej samej ilości masła lub smalcu. Dodatkowo margaryna stanowi zagrożenie otyłością, cukrzycą typu 2 i nowotworami.

To skąd ta popularność margaryny, także wśród lekarzy?

– Pieniądze, pieniądze, pieniądze.

Środowisko lekarskie jest podzielone na dwa fankluby: masła i margaryny. Z tą różnicą, że fanklub margaryny dostaje ogromne środki na propagowanie swoich idei, natomiast fanklub masła nie ma tych środków i nie ma siły przebicia.

Producentów margaryn stać na marketing. Stać ich na to, by urządzać „pranie mózgu” lekarzom. W wielu szpitalach organizowane są comiesięczne sympozja poświęcone przekonywaniu do prozdrowotnych właściwości olejów i margaryn.

Gdyby rzeczywiście oleje roślinne i margaryny wykazywały reklamowane prozdrowotne właściwości, to przy 6-, a nawet 10-krotnym wzroście ich spożycia w różnych krajach problem miażdżycy dawno już i definitywnie byłby rozwiązany. Tymczasem zachorowalność na miażdżycę nie maleje, ale za to ponad 4-krotnie w ciągu ostatnich 40 lat wzrosła zachorowalność na nowotwory. Poza tym lawinowo wzrasta zachorowalność na schorzenia neurologiczne. Wyniki badań epidemiologicznych są nie do podważenia. Wszystkie wymienione schorzenia to cena za ogromne zyski firm produkujących oleje i margaryny.

Dziwi mnie, że środowiska medyczne całkowicie ignorują te zagrożenia. Większość lekarzy jest święcie przekonana o prozdrowotnych właściwościach tłuszczów roślinnych.

Co potwierdza pani teorię?

– Badania epidemiologiczne realizowane w kilku bardzo obszernych międzynarodowych projektach badawczych: Euranic, Transfair, Nurses Health Study i inne. Poza tym mnóstwo badań na zwierzętach. I tak się dziwnie składa, że lekarze nie oponują przeciwko wynikom badań na zwierzętach, ale nie chcą uznać, że na ludziach wynik może być taki sam.

Pracuję nad tym problemem od 2003 roku. Badania różnych ośrodków naukowych, krajowych i zagranicznych, nie pozostawiają wątpliwości, że nowotwory są generowane przez wtórne produkty oksydacji olejów roślinnych oraz przez margaryny. Oczywiście to nie jedyna przyczyna nowotworów, ale moim zdaniem podstawowa.

Jakie są dowody?

– Kiedy postanowiłam w 2003 roku zająć się tym problemem, to na dzień dobry zebrałam ponad 300 publikacji na ten temat. Po trzech tygodniach postanowiłam odrzucić pisma branżowe z dziedziny technologii żywienia i żywności, ponieważ uznałam, że za tymi publikacjami stoją producenci. I zajęłam się tylko publikacjami medycznymi. Wynika z nich, że zachwiane proporcje nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-6 i omega-3 są przyczyną większości schorzeń metabolicznych, m.in. miażdżycy.

Z nowszych opracowań naukowych wynika, że zaburzenia gospodarki lipidowej w organizmie człowieka są również przyczyną schorzeń neurologicznych. W badaniach francuskich (trwały 17 lat i dotyczyły 6000 osób) oraz holenderskich (trwały 25 lat i dotyczyły 30 tysięcy pacjentów) udowodniono, że podwyższona skłonność do depresji, lęków, agresji, a także wyższy wskaźnik samobójstw ma związek z niskim poziomem cholesterolu. Ludzie w sile wieku, u których poziom cholesterolu był niski – poniżej 200 mg na litr krwi – kilkakrotnie częściej korzystali z poradni i szpitali psychiatrycznych.

Po opublikowaniu wyników tych badań Francuzi wyszukali grupę ludzi długowiecznych – od 85 do 107 lat. Okazało się, że średni poziom cholesterolu u sędziwych Francuzów wynosił 360 mg na litr krwi! I to jest logiczne, bo z wiekiem, kiedy przestajemy wytwarzać hormony płciowe, to poziom cholesterolu wzrasta. Cholesterol jest niezbędny dla każdej komórki naszego organizmu, zwłaszcza dla mózgu i układu nerwowego. Jeśli go za wszelką cenę obniżamy, to niestety ryzykujemy zdrowie psychiczne.

Uważa pani za bzdurę obniżanie cholesterolu?

– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jest spora grupa osób – średnio 1 osoba na 500 – z genetycznie uwarunkowanym defektem receptora LDL cholesterolu. Oczywiście te osoby bezwzględnie muszą kontrolować poziom cholesterolu, bo w sposób szczególny są narażone na miażdżycę. Podobnie jak osoby otyłe oraz chore na cukrzycę typu 2.

Natomiast znakomita większość – zwłaszcza szczupli, nienarażeni na cukrzycę – nie musi obawiać się cholesterolu. Tym bardziej że istnieją inne czynniki ryzyka, jak wysoki poziom homocysteiny, trójglicerydów, niedobory przeciwutleniaczy i nie tylko. Czynników ryzyka miażdżycy jest kilkanaście, a podwyższony cholesterol jest jednym z wielu i wcale nie najważniejszym. Od 30 lat wiadomo, że 70 proc. osób po udarach mózgu oraz co drugi pacjent po zawale miał normalny, a nawet niski poziom cholesterolu. Wiadomo także, że przyczyną miażdżycy są stany zapalne naczyń krwionośnych będące skutkiem różnorodnych zaburzeń metabolizmu.

Na wyjaśnienie roli tłuszczów roślinnych i zwierzęcych w zagrożeniu miażdżycą poświęciłam cztery lata pracy, przestudiowałam ponad 600 publikacji z różnych ośrodków naukowych z całego świata. I aktualnie nie mam cienia wątpliwości, że hipercholesterolową teorię miażdżycy wymyślono w celu zdyskredytowania tłuszczów zwierzęcych i wprowadzenia do diety ludzi znacznie tańszych olejów roślinnych oraz margaryn.

Nie boi się pani wygłaszać tak jednoznacznie ostrych teorii? W końcu nie zna się pani na medycynie.

– Nie jestem lekarzem, ale potrafię analizować szczegółowe dane, kojarzyć fakty, poza tym znam się na biochemii i to wystarczy. Stosuję dietę wysokobiałkową, co sprzyja aktywności mózgu. A czy lekarze na pewno znają się na diecie, na wartości biologicznej żywności przechowywanej tygodniami i miesiącami? Nie sądzę.

Podważa pani ich kompetencje?

– Zapewne kompetencje lekarzy co do żywności i żywienia są podobne do moich kompetencji w zakresie leczenia. Zwłaszcza że w programie studiów medycznych przewidziano zaledwie kilka, może kilkanaście godzin dydaktycznych poświęconych diecie i dietozależnym schorzeniom metabolicznym. Powstaje co prawda kierunek dietetyka na różnych uczelniach, przewidziany dla dietetyków i pielęgniarek. Obawiam się, że wykłady prowadzone będą według stereotypów. W końcu przez pół wieku producenci olejów i margaryn poprzez swoich ekspertów wyrobili u konsumentów „właściwe” zachowania. Komu będzie się chciało studiować zalecenia Duńskiej Rady Żywieniowej, a tym bardziej kilkaset anglojęzycznych publikacji?

Mam wrażenie, a bardzo chciałabym się mylić, że lekarze mają za zadanie generowanie zysków dla farmacji, a nie leczenie pacjentów.

Gdyby było inaczej, to na szeroką skalę realizowane byłyby różne programy profilaktyczne. Przecież profilaktyka to najtańszy, najbezpieczniejszy i najskuteczniejszy sposób leczenia. Tylko czy ktokolwiek w tym kraju, a także na świecie, ma w tym interes?! Ponieważ lekarze niewiele wiedzą o żywności, tak bardzo podatni są na sugestie tzw. ekspertów, którzy za pieniądze reklamują szkodliwe dla zdrowia oleje i margaryny.

Co lekarze na pani poglądy?

– Coraz częściej spotykam się nie tylko z dużym zainteresowaniem, ale też aprobatą moich poglądów. Mój wykład dla kardiologów, prezentowany w październiku 2007 roku w Tarnowie, przyjęto z aplauzem. Został opublikowany w „Przeglądzie Lekarskim”. Również Uniwersytet Stanforda umieścił skrót tego wykładu na swojej stronie internetowej adresowanej do lekarzy i dietetyków. Podobne wykłady były prezentowane na tzw. Uniwersytecie Otwartym przy AGH w Krakowie, a ostatnio na sesji naukowej Polskiego Towarzystwa Technologów Żywności, również w Krakowie, oraz na kilkunastu innych spotkaniach. To chyba najlepszy dowód na to, że nie jestem jakimś oszołomem. Tym bardziej że inni profesorowie z różnych ośrodków naukowych w kraju podzielają te opinie.

Kto na przykład?

– Całkiem spore grono. Z ośrodka olsztyńskiego profesorowie: Zofia Żegarska, Daniela Rotkiewicz, Roman Cichon, Bogusław Staniewski oraz nieżyjący Witold Kozikowski. Poza tym panowie Henryk Gertig i Juliusz Przysławski z Poznania oraz Henryk Rafalski z Łodzi. Najciekawsze prace naukowe dotyczące szkodliwych dla zdrowia produktów utlenienia nienasyconych kwasów tłuszczowych w odżywkach dla niemowląt realizował prof. Andrzej Stołyhwo z SGGW w Warszawie.

W dyskusji po jednym z wykładów zarzucono mi, że przecież umieralność z powodu miażdżycy maleje. Owszem, warto jednak zapytać o cenę tego sukcesu. Ceną są gigantyczne nakłady na całodobowe dyżury kardiologiczne, na by-passy, udrażnianie tętnic, transplantacje. Dyrektor szpitala w Tarnowie przyznał, że tylko na koronarografię, a jest to najmniej inwazyjny zabieg, który nie zawsze wymaga hospitalizacji, jego szpital wydaje rocznie 10-12 mln zł. To oznacza, że w skali kraju na walkę z miażdżycą przeznacza się miliardy złotych. Czyli ani oleje, ani margaryny nie zapobiegają miażdżycy. Śmiertelność spadła, bo są lepsze możliwości diagnostyczne, bo skuteczniej walczymy z konsekwencjami miażdżycy, wydając przy okazji gigantyczne pieniądze. Pieniądze, których brakuje na edukację, na naukę, czyli na inwestycje w przyszłość.

To jak się zdrowo odżywiać?

– Zachowywać zdrowy rozsądek, a przede wszystkim nie wierzyć reklamom. Niestety, aż 85 proc. Polaków wierzy reklamom. Ja również wierzyłam w prozdrowotne właściwości olejów roślinnych i margaryn – ciasta pieczone były oczywiście na margarynie, smażyło się na oleju słonecznikowym. Nie mając czterdziestki, musiałam walczyć z nadciśnieniem. Póki nie nabawiłam się zakrzepicy, co groziło mi amputacją nogi. I póki nie zmarło sześcioro moich przyjaciół i współpracowników, którzy też wierzyli, że margaryna jest zdrowsza od masła. Ludzie w pełni sił, wysportowani, szczupli zmarli na nowotwory w ciągu kilku miesięcy od zdiagnozowania.

W tej chwili nie mam cienia wątpliwości, że główną przyczyną tego były oleje roślinne i margaryny.

Ale masło też bywa udawane.

– Niestety, trzeba uważnie studiować etykiety produktów, które kupujemy. Od niedawna również producenci jogurtów, masła, nawet serów żółtych w pogoni za obniżeniem kosztów coraz chętniej dodają oleje roślinne do swoich produktów. Mamy np. śmietanę, na której jest napisane, że zawiera 36 proc. tłuszczu. Ale trzeba jeszcze przeczytać, jakiego tłuszczu, bo się może okazać, że połowa to tłuszcz roślinny. W ofercie handlowej są tzw. sery twarde, zawierające głównie olej palmowy. Tymczasem w tłuszczu mlekowym obecnych jest kilkanaście związków o właściwościach antynowotworowych. Jednym z wielu jest witamina E. Masło zawiera mniej witaminy E niż oleje czy margaryny. Tylko że obecne w tłuszczach roślinnych formy witaminy E nie są aktywne w temperaturze ciała człowieka. Natomiast witamina E obecna w produktach zwierzęcych jest biologicznie aktywna. Czy lekarze na pewno o tym wiedzą?

Tyje się od zwierzęcych tłuszczów. To chyba prawda?

– Totalna bzdura.

Wartość energetyczna 1 g tłuszczu: masła, smalcu, oliwy z oliwek, każdego oleju czy margaryny, jest zawsze taka sama i wynosi 9 kcal.

W odróżnieniu od cukrów tłuszcze zmniejszają apetyt, bo sycą. Kiedy jemy tłusto, to jemy mało. Tłuszcze są trawione w jelicie cienkim, powstają z nich wolne kwasy tłuszczowe, potem ciała ketonowe, które przechodzą do układu krwionośnego. Ich poziom we krwi odczytywany jest przez receptory w mózgu jako jeden z sygnałów sytości.

Przyczyną otyłości i cukrzycy typu 2 jest obecność sztucznych izomerów trans oraz nadmiar cukrów w diecie, a nie tłuszcze zwierzęce. Zaletą cukrów jest to, że łagodzą stres, ale też blokują wchłanianie aminokwasów do mózgu.

To, że dzieci w szkołach kiepsko kojarzą, mają kłopoty z koncentracją, to w mojej opinii efekt objadania się chrupkami, batonami popijanymi coca-colą. Podstawą sprawności intelektualnej jest dieta bogata w białko: mleko, jogurty, sery twarogowe i dojrzewające, jajka, mięso, ryby. Krótko mówiąc, bez właściwej podaży pełnowartościowego białka oraz biologicznie aktywnych kwasów omega-3 (z ryb albo tranu) centralny układ nerwowy nie funkcjonuje prawidłowo.

Obserwuję to od dawna wśród moich studentów, zresztą technologii żywności. Gdy zaczynają realizację prac magisterskich, to pracujemy razem w laboratorium od rana do wieczora i widzę, co jedzą. Przed południem: drożdżówka. Po godzinie czy dwóch: następna drożdżówka, chrupki, baton. A po południu zupa – gorący kubek, potem drugi i trzeci. Po dwóch tygodniach stwierdzam, że niewiele rozumieją, wykonują bezmyślnie analizy, popełniają błędy, których sami nie są w stanie znaleźć. Kończy się krótkim wykładem, zakazem kupowania żywności wygodnej i zmianą diety: serki twarogowe – najczęściej ziarniste, bo niesłodzone, jogurty zagęszczane białkami mleka, sery dojrzewające, owoce. Efekt jest niemal natychmiastowy, zresztą magistranci sami dochodzą do wniosku, że zaczęli kumać. To jest moment, kiedy role się odwracają, nie ja ich, ale oni mnie mobilizują do pracy.

A co z teorią, że mleko u dorosłych ludzi wypłukuje wapń z kości? Z tego powodu lekarz zakazał picia mleka mojej 80-letniej matce.

– Kolejna absolutna bzdura. Jest dokładnie odwrotnie.

Jest jedna, dosłownie jedna publikacja na świecie, z której wynika, że siarczanowa woda mineralna powoduje zwiększony poziom wapnia w moczu. Autorzy tej pracy wyciągają wniosek, że identycznie działają aminokwasy siarkowe obecne w białkach mleka i mięsa.

Prac zaprzeczających tej kłamliwej teorii znalazłam ponad 30, może być ich więcej.

Nie sposób uwierzyć, że lekarze nie znają tych prac, że nie wiedzą, iż najlepszym źródłem biodostępnego wapnia jest mleko i produkty mleczarskie. Regularna konsumpcja dwóch-trzech porcji nabiału dziennie zapobiega otyłości, cukrzycy typu 2, osteoporozie, nadciśnieniu tętniczemu, nowotworom – niezależnie od wieku, płci, aktywności fizycznej. Żaden suplement wapnia nie wykazuje tak wszechstronnego działania. Albowiem w mleku oprócz wapnia obecne są inne składniki o działaniu prozdrowotnym.

To dlaczego lekarze nie zalecają picia mleka?

– Lekarze odbywają cykliczne szkolenia organizowane przez tych, którzy mają gigantyczne pieniądze: przemysł farmaceutyczny, który produkuje różnorodne suplementy diety, m.in. preparaty wapnia. I lekarze te suplementy zapisują pacjentom. Tak to się kręci. Nieważne, że suplementy wapnia są mniej biodostępne niż wapń z mleka, zwłaszcza przy niedoborach witaminy D. Nieważne, że w mleku obecne są komponenty zwiększające absorpcję wapnia w kościach. Nie chodzi przecież o zdrowie, lecz wyłącznie o biznes.

Pani teorie to rewolucja dla przemysłu i dla naszego myślenia o zdrowiu.

– Dla przemysłu nie. Nie ma co liczyć na zmiany, bo w przemyśle liczy się tylko zysk. Zresztą nie tylko u nas, tak jest na całym świecie.

Ale warto zadbać o edukację społeczeństwa. Ogłupiające reklamy margaryn powinny raz na zawsze zniknąć z czasopism, a zwłaszcza z telewizji publicznej. Powinno się przeprowadzić szeroką edukację w szkołach. W większości państw europejskich w przedszkolach i szkołach przekazywana jest dzieciom wiedza na temat zdrowej żywności i właściwej diety. Skandynawowie żartują, że mleka nie trzeba reklamować, bo każdy głupi wie, że jest zdrowe.

Spożycie mleka oraz produktów mleczarskich w Polsce jest trzykrotnie mniejsze niż w Skandynawii i ponaddwukrotnie mniejsze niż w Niemczech czy Francji. I to jest moim zdaniem główną, zapewne niejedyną, przyczyną otyłości, cukrzycy typu 2, osteoporozy, epidemii nadciśnienia, schorzeń neurologicznych, a nawet nowotworów – zwłaszcza przewodu pokarmowego.

To – oprócz smacznego jajka – smacznego mleka!

Źródło: Duży Format